Jesień za progiem a ja z różowym wyskakuję. Ale te 30- stopniowe upały jakoś odciągnęły moją uwagę od zbliżającego się września. Na dodatek natchnęły mnie do zmajstrowania tacy- z różą, a jakże. Kawałek starej dechy znalezionej gdzieś za budową kuzyna, trochę farby kredowej, dwa uchwyty i serwetka wygrzebana w którejś kuchennej szufladzie.
Odkąd mam córeczkę bardziej przychylnie patrzę na kolor różowy. Nie, żebym go wcześniej w ogóle nie lubiła ale jednak różowy wystrój wnętrz nie przemawiał do mnie. Miałam co prawda kiedyś "fazę" na róże i piwonie i co nie co różowego by znalazł (obrazek, poduszka) ale na tym koniec.
Tego lata zaszalałam i poszłam w kwiaty, zasłonki, obrus (jest w praniu :) ) i poduszki. Stopniowo oczywiście, obserwując reakcję męża. Sprzeciwu jednak nie było i bardzo dobrze.
Niebawem wystrój ulegnie zmianie- pokój trzeba będzie trochę wyciszyć kolorystycznie ale chciałam jakoś uwiecznić te chwile, a to przecież ostatni dzwonek :)
Mam nadzieję, że nie zrobiło się zbyt cukierkowo.
Zatem, do września :)