Historia tego "straszydła"jest taka: Trzy razy w tygodniu przejeżdżam koło pewnego gospodarstwa, gdzie na wrotach starej szopy usytuowane było TO COŚ, co od razu przykuło moją uwagę. I tak od wiosny mijałam to gospodarstwo i wzdychałam...:)
Pewnego dnia wrota szopy zastałam otwarte, zapuściłam więc żurawia do środka skąd dolatywało słynne "RMF FM" i dostrzegłam Gospodarza, strugającego coś w drewnie. Od razu zapytałam, czy nie chciałby odsprzedać tego na zewnątrz i za ile, chociaż gotowa byłam zapłacić wszystkie pieniądze Świata. Zaczął się głośno śmiać i zawołał: "Pani! Za tego dzioda? Za to strasydło! Jo to z desek z wychodka zrobił! Chodźcies, to cosik inksego uwidzicie!" I uwidziałak- ale to juz nie było TO. Nowiutkie, czyściutkie, gładziutkie, brrr...
Zdziwiony był Gospodarz, że akurat takie brzydźkie cosik mi sie widzi ale cóż- "Bierzcie Pani!"- zaśmiał się- " A z dutkami sie nie wygupiojcie ino powiedźcie, Pani na co Wom to strasydło?"
"Na zimę, Panie. Dla ptaszków na zimę."
A ptaszynę uszyłam, z wykałaczki dziób zrobiłam i na wrzosowisku posadziłam ;)
Jeszcze tylko sypnąć ziarnem i podwiesić słoninkę :)
Skoro mowa o ptakach, to jakiś czas temu, nie pamiętam gdzie, w ręce wpadła mi taka poszewka i proszę... mnie się podoba.
A na parapecie wierne dynie...
Papatki!
Kamila.
Kamila.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz